Donald Trump zapowiada 30% cła na auta i części z Europy już od 1 sierpnia 2025 r. Jeśli do tego dojdzie, ucierpi nie tylko niemiecki przemysł, ale i tysiące miejsc pracy w Polsce. Bruksela szykuje środki odwetowe warte 72 miliardy euro, a główny unijny negocjator prowadzi pilne rozmowy w Waszyngtonie. – Zamiast wojny handlowej potrzebujemy rozmowy i chłodnych głów – apeluje polski wiceminister.
Trump na kursie kolizyjnym z europejską motoryzacją
Obecna sytuacja to efekt narastających działań protekcjonistycznych ze strony USA. Już w kwietniu Trump ogłosił tzw. „Liberation Day Tariffs” – 25% cła na importowane pojazdy i części oraz 10% na wiele innych towarów z zagranicy. Teraz grozi kolejnym krokiem, argumentując: „Albo Unia obniży swoje 10-procentowe cła na amerykańskie auta, albo my podnosimy swoje jeszcze wyżej”.
Cła już działają – i bolą
Konsekwencje tych działań są już widoczne. Eksport cierpi, produkcja w Europie spowalnia, branża notuje kolejne problemy. Ale skutki decyzji Trumpa odczuwają też Amerykanie. Według szacunków portalu Motor1, ceny europejskich aut w USA wzrosły średnio o 2 500 dolarów, a samochody z Wielkiej Brytanii podrożały nawet o 10 000 dolarów. Szczególnie mocno odczuwają to marki z segmentu premium – BMW, Mercedes, Audi czy Volvo. Ta ostatnia firma otwarcie przyznała, że analizuje przyspieszenie inwestycji w USA, aby uniknąć kolejnych barier – jednak to działania defensywne, a nie efekt strategii rozwojowej.
Europa szuka kompromisu – ale szykuje się na wojnę handlową
Bruksela nie pozostaje bezczynna. Unia zaproponowała redukcję ceł na amerykańskie auta z obecnych 10% do zera – ale tylko pod warunkiem, że USA także obniżą swoje taryfy do poziomu poniżej 20%. Ten tzw. mechanizm „cięcie za cięcie” ma na celu deeskalację napięć. Jeśli jednak Trump nie wykaże dobrej woli, UE jest gotowa do kontrataku. Na stole leży pakiet środków odwetowych o wartości 72 miliardów euro, który może objąć nie tylko sektor motoryzacyjny, ale również inne strategiczne obszary amerykańskiej gospodarki – od przemysłu ciężkiego po rolnictwo.
Polska reaguje: wspólna strategia lub porażka
Głos w sprawie zabrał również Michał Baranowski, polski wiceminister rozwoju i technologii, który na antenie CNBC ujawnił czteroelementowy plan działania Unii Europejskiej. Pierwszym krokiem są negocjacje w dobrej wierze z USA. Drugi to przygotowanie działań odwetowych – zarówno wobec ceł na stal i aluminium, jak i pełnego pakietu wzajemnych taryf. Trzeci filar to wymiana informacji z innymi krajami dotkniętymi amerykańską polityką handlową. Czwarty – kluczowy – to wzmacnianie europejskiej konkurencyjności, m.in. przez relokację produkcji i inwestycje w nowoczesne technologie.
– „Relacje gospodarcze UE i USA to jeden z najważniejszych filarów globalnej gospodarki. Obie strony mają tyle samo do zyskania, co do stracenia” – podkreślił Baranowski. Dodał też, że tylko wspólna postawa Unii może zagwarantować skuteczną obronę interesów europejskich producentów i pracowników.
Stawką są miliardy i tysiące miejsc pracy
Według danych Komisji Europejskiej, wartość rocznej wymiany handlowej między UE a USA wynosi 1,68 biliona euro, co oznacza około 4,6 miliarda euro dziennie. Oba bloki odpowiadają łącznie za 43% światowego PKB i niemal 30% globalnego handlu. Każde zakłócenie w tej wymianie może mieć silny wpływ nie tylko na rynki, ale i na codzienne życie obywateli – zarówno po stronie europejskiej, jak i amerykańskiej. W obliczu zbliżającego się terminu, Marosz Šefčovič, główny unijny negocjator, udał się do Waszyngtonu na pilne rozmowy z amerykańskimi urzędnikami. Celem jest wypracowanie wstępnego porozumienia, które mogłoby uchronić UE przed nową falą ceł. Jednak Biały Dom pozostaje nieugięty. Jak zapowiedziała rzeczniczka prezydenta USA, Karoline Leavitt, Trump nie zaakceptuje żadnych opóźnień – termin 1 sierpnia jest nieprzekraczalny.
– Wojna celna z USA to ostatnie, czego dziś potrzebuje europejska motoryzacja. Jeśli Trump wprowadzi 30% cła, uderzy to nie tylko w BMW czy Volvo, ale w cały łańcuch dostaw – od fabryk w Niemczech po poddostawców w Polsce. Ceny pójdą w górę, eksport siądzie, a tysiące miejsc pracy będą zagrożone. Amerykanie też zapłacą więcej, bo wybór się skurczy, a auta zdrożeją. Wszyscy na tym stracą, dlatego Europa słusznie proponuje kompromis, ale musi mówić jednym głosem i działać szybko. Polska też ma tu interes – jesteśmy zbyt mocno wpięci w branżę, by patrzeć z boku. Zamiast ceł i grożenia palcem – czas na rozmowę – mówi Tomasz Bęben, prezes zarządu Stowarzyszenia Dystrybutorów i Producentów Części Motoryzacyjnych (SDCM).
Co dalej?
Wszystko zależy od najbliższych dni. Jeśli nie dojdzie do porozumienia, cła wejdą w życie 1 sierpnia – a to oznacza wyższe ceny, przesunięcia inwestycji, możliwe redukcje zatrudnienia i kolejny etap globalnej wojny handlowej. Śledźmy sytuację uważnie – bo jej skutki mogą sięgnąć dalej niż nam się dziś wydaje.
Stowarzyszenie Dystrybutorów i Producentów Części Motoryzacyjnych (SDCM) to ponad 250 największych marek przemysłu i rynku części motoryzacyjnych, reprezentujących interesy przemysłu, handlu i usług o wartości blisko 140 mld złotych rocznie tworzących ponad 330 000 miejsc pracy. SDCM należy do największych organizacji europejskich takich jak: CLEPA (Europejskie Stowarzyszenie Producentów Części Motoryzacyjnych) i FIGIEFA (Międzynarodowa Federacja Niezależnych Dystrybutorów Motoryzacyjnych).